poniedziałek, 2 marca 2009

Ruta 40


Droga nr 40 jest kultowa. Zarowno z tego wzgledu, ze przebiega przez cala Argentyne, od Ziemi Ognistej po Boliwie. Rowniez dlatego, ze w duzej czesci jest nieutwardzona. Przebiega na przedgorzu Andow. Ruch niewielki. Odleglosci pomiedzy wioskami znaczne. Dla "twardzieli".
Na Ruta Cuarenta wjechalem w Zapala, zaraz pierwszego dnia. Wtedy slupki wyznaczajace odleglosc od Tierra del Fuego pokazywaly okolo 2500km. Potem chwilami nie po drodze nam bylo razem, robilem wycieczki na lewo i prawo. Dzisiaj caly dzien prowadzila mnie wlasnie Ruta 40. W tej chwili jej dlugosc do Ziemi Ognistej to ok. 4500km. A na polnoc do Boliwii nadal kilkaset kilometrow. Argentyna jest naprawde wielka.
Rozpoczalem dzisiaj z Villa Union pieknym odcinkiem "40", ktory wspina sie na przelecz na wschod. Wysokosc nieznacznie powyzej 2000m, wiec niewiele. Za to krajobrazy piekne. Ten odcinek nazywa sie Cuesta Miranda.



Droga na dluzszym odcinku nieutwardzana. Poniewaz niektorym kolegom motocyklistom brak w moich relacjach ducha "moto" pozwole sobie niniejszym na opis nawierzchni. Ruta 40 tam gdzie nie ma asfaltu moze byc rozna. Zwir z piaskiem i pylem. OK, trzeba tylko uwazac na glebokosc pylu, nie jechac po bandzie. Zwir z kamieniami, kilkadziesiat kilometrow dzisiaj - bardzo fajnie. Transalp jest do tego stworzony. Pokonywanie rzek brodem nie jest klopotem, na ogol dno piaszczyste i nie gleboko. Pokonywanie wyschnietych rzek - analogicznie - suchy piasek. Lepiej jednak zwolnic. Natomiast to, co spotkalem dzisiaj rano na nieutwardzonym odcinku Cuesta Miranda bylo naprawde trudne. Droga w stanie naturalnym na ogol jest przewidywalna. Najgorzej, jak wjedzie sprzet i probuja ja udoskonalac. Czerwona gline, ktora wyschnieta jest calkiem przyjazna, postanowili zmoczyc. Pare centymetrow grzaskiej sliskiej masy. Przypominalo mi to tor w Lomiankach po deszczu. Ci ktorzy znaja, wiedza. Tyle, ze tam nikt raczej nie wybralby sie Transalpem z bagazem i oponami szosowymi. Wjechalem w te mase dosc spokojnie. Pozdrowilem robotnika, z wzajemnoscia. Tutaj wszyscy sie pozdrawiaja. Jedno - dwa pozdrowienia na godzine. Malo ludzi, duzo serdecznosci. Zaraz potem delikatnie probowalem ominac wbity na drodze slupek - marker. No i pojechalem bokiem. Miekka gleba w mgnieniu oka. Motocykl ma gmole, nic sie stalo zupelnie. Podziekowalem robotnikowi za pomoc w postawieniu, aczkolwiek gdyby nie bylo tam jego i jego kumpla z polewaczka, nie musialbym motocykla podnosic.
Taki drobny epizodzik, o ktorym sie rozpisalem.
W okolicach Belem jest ciekawe miejsce - Shincal, ruiny miasta Inkow z XIVw. Malo znane to miejsce. Okazuje sie, ze pod wzgledem waznosci nie ustepowalo Cuzco. Zupelnie pusto. Ku mojemu zdziwieniu pani, ktora sprzedaje bilety, pozwolila mi wjechac motocyklem sciezka dla pieszych do samego "miasta Inkow". Chyba dltego, ze goraco i szkoda mnie jej bylo. Z dwoch platform - piramid rozciaga sie piekny widok na doline i gory. Niesamowita cisza i spokoj.
Zatrzymalem sie w Santa Maria. Glowny plac wysadzony drzewami. Wokol kosciol, hotel, bary i bardzo halasliwy komitet wyborczy. Prowadza kampanie. Wybory lokalne 8 marca. W hotelu na szczescie nie slychac nagran. Internet jest po przeciwnej stronie placu, szczesliwie oddalony.
Ciekawa obserwacja. Znaczna czesc spotykanych tu ludzi ma rysy Indianskie. Wszedzie, gdzie do tej pory bylismy; Buenos Aires, Misiones, Neuquen, Mendoza, San Juan, La Rioja - przewazali potomkowie Europejczykow. Nie nazwalbym ich nigdy Latynosami, czy poprawniej, Latynoamerykanami. Tu wreszcie czuje sie bardziej swojsko, jak w Meksyku.

3 komentarze:

  1. Dobrze ze masz troche zapasowych gratów do motocykla. Nie bedzie trzeba kleic na tasme klamki z kluczem 13 jak w baranca del cobre :)

    OdpowiedzUsuń
  2. witam
    dzieki za ciekawe opisy
    pozdrawiam
    jacek p

    OdpowiedzUsuń
  3. mam nadzieje ze kiedys gdzies wybieremy sie razem
    jacek p

    OdpowiedzUsuń