Z Mendozy do San Juan jedzie sie majac przez dlugi czas osniezone szczyty Andow, w tym gorujaca Aconcague.
Jestem teraz w San Augustin del Valle Fertil. Nie wiem skad nazwa. Ostanie 100 - 200 km to pustynia. San Augustin to wies polozona w srodku niczego. Jej znaczenie turystyczne wynika z polozonego obok Parku Narodowym Ischigualgasto, czyli Valle de La Luna - Ksiezycowa Dolina. Opisze jutro, jak bedzie skad.
Mialem troche stracha, ze tu nie dojade. Doslownie na oparach benzyny. Upal, pustynia, na drodze jeden samochod na godzine. Udalo sie. Ponioslem za to niewielka strate. Boczny kuferek mi sie otworzyl, nie zuwazylem. Zgubilem troche ubran. Coz, bedzie lzej. Narazie jest goraco, wiec nie sa potrzebne. Kufer otworzyl sie najpewniej przy pokonywaniu t. zw. lukow pionowych. Tak to sie nazywalo w drogownictwie, z tego co pamietam. Mowiono nam wtedy o jakichs normach. Podobno nie mozna budowac drogi o "pagorkach" i "wklesnieciach" zbyt radykalnych. Tutaj mozna. W czesci wynika to z tego, ze w porze deszczowej przez pustynie plyna okresowe rzeki, w tych miejscach wlasnie droga robi sie istotnie wklesla. W innych miejscach wypuklosci sa raczej wynikiem ulatwienia sobie roboty. Przy 120 km/h pokonywanie takiej sinusoidy jest niezla zabawa, jak roller-coaster czyli montana rusa. Czasami nawet troche w powietrzu. Coz, kuferek sie otworzyl.
sobota, 28 lutego 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz