Na lotnisku czekal na mnie Carlos. Przywiozl mnie do niewielkiego hotelu przy glownej ulicy troche poza centrum. Motocykl przechodzil gruntowne przygotowanie do podrozy, mial byc gotowy na poludnie. Okazalo sie, ze potrzebne byly nowe klocki, w miedzyczasie zamkneli sklepy na przerwe popoludniowa, wiec czekanie przedluzylo sie do wieczora. Nic to nie zmienia wprawdzie, ale nie najlepiej swiadczy o warsztacie. Zobaczymy w drodze.
Ciekawostka. Do wieczora nie zorientowalem sie, ze jest tu o godzine wczesniej niz w Buenos Aires. Carlos spoznial sie wprawdzie z dostarczeniem motocykla i to parokrotnie w ciagu dnia, ale za kazdym razem o godzine mniej, jak sie okazuje. Niepotrzebnie tez mialem wyrzuty, ze Carlos czekal na lotnisku, bo moj samolot nie spoznil sie przeciez o godzine. Bede musial zwracac uwage na czas lokalny, prowincje na polnoc maja, zdaje sie, czas Buenos Aires. Neuquen i prowincje poludniowe nie stosuja czasu letniego, wiec w polowie marca, kiedy np. Buenos Aires wroci do czasu zimowego, w calej Argentynie bedzie jedna strefa czasowa. W stosunku do Polski wyglada to nastepujaco. W tej chwili pomiedzy Warszawa a BsAs sa 3 godziny roznicy. W polowie marca po przejsciu BsAs na czas zimowy beda 4 godziny. Oczywiscie po naszym powrocie do czasu letniego pod koniec marca - bedzie 5 godzin roznicy. To takie ciekawostki przyrodniczo-geograficzne. Przy okazji musze sie przyznac, ze ciagle nie radze sobie z tym, ze slonce "obraca sie" tu w lewo.
Teoretycznie oczywiscie akceptuje fakt, ze na polkuli poludniowej slonce wschodzi wprawdzie na wschodzie, ale potem kieruje sie w lewo, po czym w poludnie swieci na polnocy, zeby zajsc poprawnie na zachodzie. Teoria ok. W praktyce niestety zdarza mi sie nadal kierowac pare krokow, zanim nie pomysle, w przeciwna strone. Nasze wrodzone przyzwyczajenie, ze poludnie jest tam, gdzie slonce w srodku dnia, jest trudne do przezwyciezenia. Podobnie myle sie, szukajac cienia na dluzsza chwile, to znaczy antycypujac blednie jego przemieszczanie sie. Ciekawe. Boje sie, ze jeszcze nie raz zmyle droge. Byle nie na pustyni.
Na obiad poszedlem do centrum. Dziesiec "cuadras", ze dwadziescia minut. Straszny tu upal. Naprawde, nawet dla mnie. Miasto w zabudowie prostokatnej, niskie budynki. Ma podobno 300 tysiecy mieszkancow. Osiemdziesiat procent zyje z wydobycia ropy. Miasto jest zatem dosc bogate, a ceny podobno wysokie. Wielu nie wie, ja tez nie wiedzialem, ze Argentyna jest samowystarczalna i nie importuje ropy.
wtorek, 24 lutego 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz