sobota, 14 lutego 2009

Misiones

Dzisiaj przemierzylismy prowincje Misiones. Do ruin misji Jezuitow w San Ignacio jest z Puerto Iguazu 240 km. Naszym kierowca i przewodnikiem byl Alberto, przyjaciel Sofii z hotelu, ktory zawodowo wozi turystow. Towarzyszyl nam rowniez poprzedniego dnia w wycieczce do Brazylii. Bardzo uprzejmy i pomocny, ma jednoczesnie duza wiedze. Te wiele godzin, ktore razem spedzilismy w samochodzie wypelnilismy w wiekszej czesci ciekawa rozmowa.
Wies Wanda , z godzine drogi o Iguazu, zalozona zostala przez polskich osadnikow na poczatku XX wieku. Stad nazwa oczywiscie. W latach 1918 - 1920 Argentyna konkurowala z Brazylia o tereny obecnej prowincji Misiones. Kazdy osadnik, ktory zdecydowal sie tu pozostac, otrzymywal od rzadu wielkie tereny i pieniadze na zagospodarowanie. W tej niegoscinnej dzungli nie bylo to latwe. Do lat czterdziestych rzeki byly jedyna droga komunikacji. Mieszkancy tej prowincji czyli Misioneros sa dumni z odwagi i pracowitosci swoich przodkow pochodzacych z Niemiec, Szwajcarii, Ukrainy czy Polski wlasnie. Obecnia Wanda slynie z wydobycia ametystow. Zwiedzilismy kopalnie, warsztat obrobki kamieni szlachetnych, sklepiki. Ludzie, ktorych spotylkalismy bardzo cieszyli sie, ze jestesmy Polakami, nikt z nich jednak nie mowil po polsku.


Ruiny misji San Ignacio Mini wpisane sa na liste swiatowego dziedzictwa. Jezuici pozostawili San Ignacio w XVIII wieku. W Ameryce wiek zabytkow ma troche inny wymiar, prawda? Tereny Misiones zamieszkuja Guarani. Misja San Ignacio jest bardzo ciekawa z punktu widzenia sposobu kolonizowania Indian. Jezuici nie odrzucali kultury Indian. Mielismy okazje posluchac ciekawych utworow muzucznych laczacych europejska muzyke koscielna z tamtego czasu z muzyka Indian. Indianie tez pewnie wyniesli ze "wspolpracy" organizacje i technologie. Korzysci Europejczykow sa znane.


Wracajac zboczylismy kolo Montecarlo do Parku Naturalnego, gdzie w dzungli nad Rio Parana pierwsze trzy lata zycia spedzil El Che. Pozostaloscia sa ruiny jego rodzinnego domu tuz nad rzeka. Niewielkie muzeum. Straznikiem parku i przewodnikiem w jednej osobie byl chlopak ktory, jako zywo sam przypominal Che Guevare w jego mlodych latach. Ze swoim rocznym synkiem na reku (zony akurat nie bylo) opowiedzial nam w czasie krotkiego spaceru do ruin biografie pierwszych lat El Che. Mielismy tez okazje do ciekawej, a jakze, temat jest przeciez fascynujacy, rozmowy. Bardzo ciekawa znajomosc.


W Montecarlo zlokalizowana jest jedna z wiekszych i chyba najbardziej znana firma wytwarzajaca mate - Aguantadora. Mimo, ze w zasadzie bylo juz po godzinach pracy, jeden z pracownikow oprowadzil nas po fabryce opowiadajac krotko o procesach. Mate zbiera sie przez 8 miesiecy w roku. Polega to na scinaniu lisci i pedow. Z jednego krzewu kazdorazowo okolo 500 kg, to wielkie krzewy. Nastepnie suszy sie, skladuje w odpowiedniej wilgotnosci przez rok, miele, pakuje. W zaleznosci o skladu mieszaniki lisci do pedow otrzymuje sie rozna moc naparu. Wycieczke zakonczylismy degustacja mate w przyfabrycznym sklepiki, gdzie mila dziewczyna nauczyla nas odpowiedniego parzenia. Sa rozne sposoby. Zaopatrzylismy sie w rozne gatunki yerba mate, el mate, czyli naczynie y bombilla, metalowa rurke z sitkiem na koncu - do picia. Termos (liscie zalewa sie wielokrotnie) moze byc dowolny. Z fabryczki wynioslem bardzo budujace wrazenie - poswiecili nam sporo swojego czasu i to po godzinach. W ramach promowania swojej firmy. Coz, byc moze naprawde zrobimy bussiness kiedys? Popularnosc mate rosnie. Eksportuja do wielu krajow, co ciekawe glownie do Syrii i Holandii.


Dzien dlugi, meczacy troche ale bardzo ciekawy zakoczylismy na tarasie Los Troncos przy winie i empanadas. Ksiezyc jest juz po pelni. Ubywa go od lewej strony, czyli odwrotnie niz na polkuli polnocnej. Tez nie powinno mnie to dziwic.
Jutro rano wracamy na dwa dni do Buenos Aires.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz