piątek, 13 lutego 2009
Cataratas de Iguazu
W poltorej godziny przenieslismy sie we wtorek o 1600 km (tyle ta odleglosc wynosi droga) do Puerto de Iguazu w prowincji Misiones. Bardzo sprawny lot linia LAN. Zatrzymalismy sie w hostelu Los Troncos. Z tarasu widzimy most laczacy Argentyne z Brazylia. Punkt, gdzie lacza sie trzy granice (trzecia z Paragwajem) jest kilkanascie kilometrow dalej na polnoc. Misiones jest prowincja, ktora odwaznie dlugim pasem wciska sie pomiedzy rzeki Rio Parana i Rio Uruguay (z jej gornym doplywem), ktore to rzeki stanowia granice odpowiednio z Paragwajem i Brazylia. Wlascicielka hotelu Sofia prowadzi Los Troncos od siedmiu miesiecy. Wczesniej przez szesc lat pracowala w organizacji, ktorej celem bylo ochrona srodowiska, w szczegolnosci "palmito", lokalnego gatunku palmy, ktora ma szczegolny wplyw na zachowanie rownowagi srodowiska dzungli, a ktora ze wzgledu na to, ze stanowi przysmak, jest zagrozona. Z pietnastoletniej palmy mozna wykorzystac zaledwie jeden kilogram rdzenia - serca. Bardzo wysoka cena, jaka placi sie za zburzenie rownowagi srodowiskowej. Z czasem Los Troncos ma poprzez swoj wystroj wlaczyc sie w propagowanie ochrony srodowiska. Do Puerto de Iguazu przyjezdza sie ze wzgledu na wodospady. Rzeka Iguazu, ktora stanowi granice pomiedzy Argentyna a Brazylia tworzy kaskady, ktore stanowia zasluzenie jeden z cudow swiata. Rzeka ma kilka kilometrow szerokosci w tym miejscu. Wodospadow jest na tej szerokosci kilkanascie (tych wielkich). Najbardziej spektakularny to Garganta del Diablo. Nie bede opisywal. Nikt chyba nie probuje. Pierwszego dnia zwiedzalismy wszystkie dostepne po stronie Argentyny. Rozpoczelismy od przejazdzki odkryta ciezarowka 4x4 przez dzungle w dol do rzeki. W momencie, kiedy przesiadalismy sie do lodzi (szybka, z dwoma mocnymi silnikami, stabilna) lunal deszcz, a wiec nasza wodna przygode rozpoczelismy wczesniej niz bylo to zaplanowane. Deszcz zreszta nie opuszczal nas do konca dnia. Nie powino to dziwic, bo w tej subtropikalnej dzungli srednia roczna opadow to 2000 mm (dwa metry). Zgodnie z planem i tak mielismy zostac zmoczeni. Rzeczy, ktore powinny zostac suche zapakowalismy do szczelnych toreb. Ruszylismy w gore rzeki w strumieniach deszczu i bryzgach wody. Po kilkunastu minutach zobaczylismy wodospady. Widok robi wrazenie. Atrakcja tej przejazdzki polegala na tym, ze pod niektore z nich podplywalismy tak blisko, zeby skapac sie w ich pianie (sciany chmur tak geste, ze tracilismy widocznosc, i tak mokre, jakbysmy stali pod prysznicem, woda przyjemnie ciepla), nie na tyle blisko jednak, aby przyjac wodospad na poklad, co pewnie zakonczyloby nasza wycieczke. Kapitan mial wyczucie. Calkowicie mokrzy zeszlismuy na brzeg. Ze wzgledu na deszcz nie wyschlismy juz do konca dnia. Pare fotek ponizej. Przynajmniej sprobuje oddac obraz. Wczoraj zobaczylismy wodospady od strony Brazylii. Wczesniej jednak zwiedzilismy elektrownie wodna Itaipu Binacional. Zbudowana na rzece Rio Parana zapora wraz z hydroelektrownia stanowi wspolne przedsiewziecie Brazylii i Paragwaju i jest najwieksza na swiecie elektrownia wodna jezeli chodzi o ilosc produkowanej energii (100 mln MWh, jezeli czegos nie pomylilem). Imponujace. Dwadziescia gigantycznych rur, w ktorych zainstalowane sa turbiny, przez kazda z nich przeplywa objetosc rowna dwom sumom wodospadow Iguazu, woda przplywajaca prezez wszystkie turbiny to zatem objetosc czterdziestokrotnie wieksza od Iguazu. To dzielo inzynierii podziwia rocznie 15 tysiecy ludzi, bylismy jednymi z nich. Bardzo sprwanie zorganizowana wycieczka "panoramiczna". W ogole Brazylia zrobila na nas jak najlpesze wrazenie. Czystosc, porzadek, organizacja. Wodospady po stronie Brazylii to dokladnie te same, ktore widzelismy poprzedniego dnia, a wiec zlokalizozowane po stronie Argentyny. Tym razem nie podchodzilismy zatem do nic blisko, ani z gory, ani z dolu, jak poprzedniego dnia. W odroznieniu moglismy je podziwiac z odleglosci, jak scsene w teatrze. Piekne widowisko. I wczoraj dla odmiany byl piekny sloneczny dzien. W powrotnej drodze zatrzymalismy sie w parku ptakow. Przyroda naprawde zadziwia. A obok umywalki w domu spotkalem rano Tarantule. W koncu to ekologiczny hotelik. Malgosia nie dala sie jednak przekonac, aby wspolnie zamieszkac na dluzej, musialem ja (pajaka) wyprowadzic do ogrodu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz